Pamiętam bardzo dokładnie pierwszą lekcję życia twórczego z malowania obrazów u Urszuli i Zbigniewa Żądlaków. Przygotowania do studiów artystycznych szły pełną parą. Martwe natury, szkice postaci, pejzaże itp. Stałam przy sztaludze i malowałam martwą naturę techniką olejną. Przychodzi Zbyszek i mówi: przemalowujemy, nie wyszło. Ja w ryk. Jak to nie wyszło? Jak to można tak zmazać ścierką? I dramat trwał 2 godziny w tym głośny płacz.
Dziś z tego się śmieję. Bo ścierka i palce jako niszczarki nieudanych prac są cały czas w ruchu.
Niszczenie swoich prac to nieodzowny proces tworzenia. Zdarza się, że przerabiam stare prace, drę stare papierowe prace i ich kawałki stają elementami nowych prac. W tamtym momencie nie mieściło mi się to w głowie. I rozumiem nieraz zadawane mi pytanie z przerażeniem: przemalować??. Tak, przemalować. Im dłużej praca jest malowana bez emocji lub bez wewnętrznego duchowego przekonania, tym staje się coraz bardziej czymś kompletnie nieudanym i nie mającym wiele wspólnego z osobowością osoby, która tą pracę namalowała.
Niszczenie powoduje obudzenie się pewnych emocji związanych z chwilą sentymentu do wykonanej pracy (nie ma znaczenia, że była kiepska), włożonego w to wysiłku. Poczucie takiego kolekcjonerstwa sentymentów. Przekonanie, że praca zrobiona nie powinna być skreślona, niszczona i dewastowana. Ale to jest tak naturalne jak sam proces życia. Życie z destrukcją idą w parze.
Poniżej dwie rozmowy z artystami właśnie o niszczeniu*:
[bs_well size=”sm”]Zapis czatu z Grzegorzem Klamanem z 2002 roku:Kornolio: Czy zdarzyło się Panu, że zniszczył Pan swoje gotowe już dzieło, uważając, że jednak nie nadaje się ono do pokazania? Jeśli tak, co to było?
Grzegorz Klaman: Wiele razy, sporo rysunków, 2-3 instalacje, które nie wytrzymały próby czasu i wywołały u mnie niechęć.[/bs_well] [bs_well size=”sm”]Rozmowa ze Zbigniewem Liberą, 2001 rok:
Podobno niszczyłeś swoje dzieła?
Jestem znanym niszczycielem. Właściwie większość swoich rzeczy zniszczyłem, ale też nie robiłem ich dla innych, a raczej dla własnego doświadczenia. Niszczyłem prace nie tylko z powodu tzw. zawodu artystycznego. Na przykład zniszczyłem kiedyś pewien film, zostawiłem sobie ledwie kilka klatek zdokumentowanych aparatem fotograficznym, ponieważ wpadłem w jakąś paranoje, że mnie oskarżą o molestowanie nieletnich. Film przedstawiał dziesięcio- czy jedenastoletniego chłopca tańczącego nago – właściwie nie było wiadomo, czy to chłopiec czy dziewczynka, bo siusiaka miał schowanego, a kształt ciała w tym wieku nic jeszcze nie mówi. Z całą premedytacją zniszczyłem to przed ubecją. (s.228-229)[/bs_well]
Poniżej link dla zainteresowanych: whyart.pl/wydarzenia/najslynniejsze-akty-wandalizmu-w-sztuce/
*Zapisy rozmów pochodzą z książki: Artur Żmijewski „Drżące ciała – rozmowy z artystami”, seria Krytyki Politycznej, t 2, Bytom – Kraków, 2006