Czasem jest potrzebne takie samookreślenie, nie wpasowanie się w określone trendy w świecie sztuki.
Czasem bywa tak, że w ręce wpadają dosłownie klocki z literkami i niemal same się układają w określony zestaw liter tworzących słowo – wytrych. To słowo się potem wałęsa po pracach malarskich, fotografiach, w poezji i w tekstach. Tu działa ta niesamowita intuicja, próba samo-kreacji.
Urszula Czartoryska pisze: „Słowo Merz: wycięte z nazwy Commerzbanku ukazało się niczym nowa gwiazda na nieznanym niebie jako obraz wykonany przy użyciu gwoździ i kleju opasany drutem. z wyklejanek gazetowych Schwitters przeniósł swój znak firmowy na pisemko Merz, a w końcu na samego siebie: Kurt Schwitters jest wynalazcą Merzu i nie zna poza sobą żadnego innego artysty Merzu lub artysty »i«”.
I dalej: „Schwitters naklejał, przybijał, pisał, sprzedawał, drukował, komponował, deklamował, gwizdał, szczekał i kochał, nie zważając na nikogo, ani na publiczność ani na stosowane techniki , tradycyjna sztukę i samego siebie. Robił wszystko i przeważnie wszystko na raz. Jego myślą przewodnią było nie tyle dzieło totalne(…) ile raczej nieustanne zacieranie granic między nimi( dziedzinami sztuki) i ich integracja, w tym nawet integracja sztuki i maszyny, jako abstrakcyjnego wyrazu ludzkiego umysłu.(…)”.
Elementy dzieła MERZ nie maja być stosowane logicznie, zgodnie z ich obiektywnymi relacjami, lecz jedynie w oparciu o logikę dzieła sztuki. Dzieło sztuki najintensywniej niszczy obiektywna logikę, a swoboda kreacji i artystycznego tworzenia jest wtedy największa.
Słowo MERZ było szczególnym znakiem wytrychem do całokształtu działania twórczego Kurta Schwittersa. Jego dzieło dadaistyczne Kolumna MERZ nigdy nie było skończone, zarówno w Hanoverze jak w Lysaker i w Ambleside. Bo i po co? Nawet nie ma sensu go oceniać. MERZ to MERZ. Tego słowa nie ma w słownikach i tak naprawdę zabawa polega na skojarzeniach. Merz swoim brzmieniem przypominał Kommerz (handel), ale równie dobrze mógł pochodzić od słowa Herz (serce), Scherz (figiel) lub März (marzec) – kojarząc się z przypływem wiosennej energii. Interpretacja może być szeroka.
I chyba w tym wszystkim o to chodzi. O szeroką interpretację bez oceny i bez wartościowania. Bez tzw. wartościowania na komercyjnym rynku sztuki. Czasem to właśnie zabija swobodę kreacji i przyjemność tworzenia. Czasem i tak bywa już na studiach, gdzie określone preferencje profesorów hamują już na starcie i zmuszają do zastanawiania się i zadania sobie pytania: po cholerę to wszystko? Czasem znajdowanie odpowiedzi trwa kilka, kilkanaście lat.
Nawiasem mówiąc, wymawia się miokej – MEOK.