Jednym z nawyków z pozoru mniej ważnym, a w istocie jest bank życzliwości. Koncepcja została wytłumaczona w znanej książce Stephena Coveya „7 nawyków skutecznego działania”. Bank opiera się na wpłatach i wypłatach. Wpłatą jest uznanie, poświęcony czas, dotrzymane słowo, zrozumienie, pomoc w trudnej sytuacji, życzliwe spojrzenie etc. Wypłaty to często odwrotność wpłat – nieuzasadniona krytyka, rozmowa przerywana odbieraniem SMS-ów i zerkaniem na komputer („mów, mów, ja mam podzielną uwagę”), złamane słowo, brak zrozumienia. Stan naszego konta, tak jak w banku, zależy od relacji między wpłatami a wypłatami. No i cała sprawa sprowadza się do uważności i słuchania drugiej osoby. Powstaje mnóstwo poradników o tym jak się nauczyć uważnie słuchać, być empatycznym wobec drugiego człowieka.
Z racji tego, że całe życie odczytuję z ust, muszę być skupiona na twarzy rozmówcy. Nie stać mnie na brak skupienia, bo za tym idzie pogubienie się w temacie i nie nadążanie za tokiem rozmowy. Od lat mnie bawi niezmiernie jedna rzecz: ludzie bardzo często się otwierają, gdy widzą niesamowite skupienie na twarzy drugiej osoby. Druga osoba po prostu ich słucha albo „czyta” z ust, nie gmerając przy okazji w komórce czy w laptopie. Skupiam się na tym, co mówią, bo chcę zrozumieć. Wzrok często mam wtedy intensywny i maksymalnie skupiony na zrozumieniu sensu słów. W wielu przypadkach jest mi wygodniej słuchać ludzi i zarazem ich nie oceniać, bo nie muszę wtedy się odwzajemniać mówieniem o sobie. Z reguły i tak ludzie tego nie chcą, wolą się sami uzewnętrzniać i szukać wysłuchania. Zarazem jest to, jak się okazuje, dobry sposób na poznanie lepsze tej osoby, poznanie w jaki sposób ona zarządza swoim bankiem życzliwości. No i z reguły się okazuje, że bank życzliwości polega niemalże wyłącznie na wypłatach. Wpłat jest bardzo mało. W miarę upływu tego czasu się nudzę. Nie ma tzw. zwrotki emocjonalnej od takiej osoby. Bardzo często obserwowałam w ten sposób tzw: ”przyjaźnie jednostronne”. Zdarzały się takie w mym życiu. Marnowała się w ten sposób moja energia. Za dużo dawania jest też niezdrowe. Nie ma balansu i jak na dłoni widać egoizm drugiej osoby. Nie taki zdrowy egoizm w celu zachowania odrobiny siebie, tylko zwykły egoizm i widzenie czubka własnego nosa. Nie mówiąc o zwykłej życzliwości i empatii. Z tym jest naprawdę dużo gorzej.
Ja dając niczego nie przez to nie obiecuję. Ja po prostu mam to wdrukowane: odruch empatii i zwykłej życzliwości. Ta życzliwość nie jest sztuczna, ona zwyczajnie idzie ze mnie.
I jako tzw. końcowy akapit dodam linka do bardzo poruszającego mnie wpisu Osoby, która bardzo dużo znaczy w mym życiu, a ile to ona sama doskonale wie. Nie mogła lepiej opisać problemu „chodzącego konfesjonału”, czyli problemu, z którym swego czasu się zmagałam i byłam swego rodzaju przykładem – [Chodzący konfesjonał czyli smutna empatia bez wzajemności]