No i najlepsze się zdarzyło pod koniec. Organizatorzy w obliczu uciekającego czasu zrezygnowali z dyskusji i chcieli przepchnąć te rekomendacje jedynie za pomocą prezentacji i głosowania. Głusi się zbuntowali. Nie było materiałów PJM o rekomendacjach i głusi nie chcieli głosować. Zaszła sytuacja taka, że mimo oporu głuchych organizatorzy chcieli jednak przeprowadzić głosowanie mimo braku głosów głuchych. I wybuchł bunt. Głusi byli oburzeni. Oburzeni za brak szacunku, brak podejścia. Sytuacja ta jasno pokazała, że dyskryminacja ma się dobrze. Głusi powiedzieli, że chcą materiałów w języku migowym i chcą także na nie odpowiedzieć w języku migowym. I ludzie z sali podzielali to stanowisko. Kolejne wypowiedzi spowodowały, że koniec końców nie doszło do głosowania. Głusi się zbuntowali, bo było odczucie wyraźnej dyskryminacji i braku szacunku do ich języka, podejścia
W gestach, w słowach wypowiadanych szeptem przewijało się jedno słowo: masakra. Prezes Kotyniewicz wyglądał, jakby chciał się zapaść pod ziemię lub kogoś wyraźnie zamordować. We mnie się gotowało. Z reguły jestem dosyć spokojna i emocje tak nie latają we mnie. Od lat siedzę w środowisku głuchych, mimo, że nie jestem kulturowo Głucha, ale w pełni popieram ich prawo do języka i kultury. Poczułam zwyczajną złość i irytację. Później zamieniłam słowa z organizatorami i im powiedziałam, że lata dyskryminacji robią swoje i jest to niezwykle trudna sytuacja ale całkowicie zrozumiała.
U mnie w miarę upływu czasu narasta irytacja na głupotę innych. Coraz bardziej walę wprost i umiem się już bardziej bronić. I naprawdę warto to robić. Ja wszystko rozumiem, że wymogi projektowe, że napięty harmonogram. Ale jak pisałam wcześniej, przyczyną brak wyobraźni (zwłaszcza, że budżet projektu przeogromny – ok 12 milionów PLN). No i wreszcie na własnej skórze się przekonali, że jednak głusi maja sporo do powiedzenia. I wyczuli rozdźwięk między teorią a praktyką debaty. Padały głosy, że jeżeli materiały w języku migowym zostały dopiero zrobione w dniu debaty, to można było debatę przełożyć i przygotować porządniej. Organizatorzy obiecali przysłać materiały na maila. Nawiasem mówiąc nie ma ich do dzisiaj. Napiszę emaila i poproszę o takie materiały.
Debata się skończyła po 15stej. Wyszłam z sali z poczuciem zawodu. Ale uznałam, że było warto być. Zobaczyć, że bez względu na wszystko dyskryminacja ma się dobrze.
Przypomniały mi się wtedy lata udziału w szerokich dyskusjach forum deaf.pl; udział w konferencjach „Głusi mają głos” 1-3, zaczątki buntu głuchych i walki o język migowy i ustawę o języku migowym.
Zostało bardzo dużo zrobione w ostatnich latach. Ale czasem myślę, czy to nie jest fasada.
Przeraża mnie jedno: brak względnej jedności środowiska. Każda organizacja robi dla siebie. Wzajemne animozje. Nie ma współpracy. Wzajemne TWA. Jeśli jesteś dobrym znajomym kogoś wpływowego i popularnego to obrastasz towarzysko w piórka. A wspólnego celu nie ma. Niby jest: szacunek dla głuchych. Ale brak jedności nie ułatwia osiągniecia tego celu a wręcz przeciwnie.
Smutne.