Jednak nie lubię tego dnia. Doskonale było to widać w Głownie na lokalnym cmentarzu. Poczułam dziwną klaustrofobię jak wchodziłam na cmentarz. Odczułam wiele negatywnych energii, wyrzutów sumienia. Oczywiście wielka rewia mody i perfum się zdarzyła. Widok zniczy równiutko poukładanych na niektórych grobach trochę mnie rozemocjonował, ponieważ miałam wrażenie, że te równiutkie rzędy zniczy kryją cos ponurego, jakieś niewypowiedziane słowa, żale i poczucie winy. Idealnymi hasztagami Instagramowymi na te sytuacje to byłyby: #grobbing #cmentaring.
Cmentarz był pełen ludzi. O określonej godzinie ludzie się schodzą i zaczyna się też wędrowna msza po cmentarzu z mikrofonem i orszakiem księży i ministrantów. Wyglądało to trochę surrealistycznie. Ludziska na cmentarzu stali nieruchomo i słuchali lub udawali, że słuchają. Miałam wrażenie, że stoją tam manekiny zamiast ludzi. Trochę to przypominało efekty zatrzymania czasu jak w niektórych filmach. Sama msza mnie nie interesowała, obserwowałam księży, którzy stali i mówili do mikrofonu. Jeden z księży mnie zainteresował. Chyba to był biskup lub proboszcz parafii. Monstrualnie gruby i na twarzy wydawał się lekko znudzony całością wiecznie powtarzalnego rytuału kościelnego. Wszędzie pozory. Widziałam jednego mężczyznę z rodziną. Zapalił znicz i stanął na rozpartych nogach, za nim córka i obok żona. Obie miały dziwny wyraz twarzy.
Wszędzie rodziny w eleganckich futerkach, płaszczach patrzących na Ciebie i oceniających po pozorach. Odczułam dziwne energie napierające na mnie i blokujące moją własną pozytywną energię.
Miałam wrażenie, że zamiast mnie stoi na moim miejscu ktoś inny i patrzy na całość tego tańca chocholego posłusznego rytmowi religii.
Oczywiście to moje własne kompletnie subiektywne wrażenie.
Mam wrażenie, że ostatnio bardzo mocno odbieram energie płynące ze świata. Moje przeczucia, uczucia i wrażenia się teraz mocno werbalizują. Czuję potrzebę pisania o tym i o tym jak obserwuję bacznie świat wokół mnie.