Przy okazji wrzawy przeglądam sobie portale norweskie, między innymi w celu ćwiczenia języka jak i zaspokojenia ciekawości. No i jednak się pojawiają głosy sceptyczne. Głosy, które wymieniają magiczne słowo „grensen” (granica). No właśnie gdzie jest granica? Granica czego? Tzw. oficjalnej prawdy czy tej prawdy ukrytej? I tez pojawia się pytanie, co należy rozumieć przez molestowanie seksualne? Czy przestrzeń osobista i intymna jest taka sama wszędzie?
Granica jest płynna zależnie od kultury, wychowania itp.
Znacznie ważniejsze pytanie zadaje sobie przez siebie napisanym artykule korespondentka norweska z Środkowego Wschodu, Kristin Solberg. Czy tak akcja metoo tak naprawdę coś zmieni? Owszem nagłośnienie jest, świat celebrytów zawrzał. Ukryte pytanie Solberg dotyczy tych zwykłych kobiet na świecie. Mieszkała w Kabulu, gdzie paradoksalnie noszenie burki było dla niej bezpieczne. Mieszkała w Delhi, gdzie za każdym razem biorąc taksówkę wysyłała do przyjaciółki instrukcje alarmowe, jeśli nie odezwie się do niej w wyznaczonym czasie. Mieszkała w Kairze niedaleko placu Tahrir. Mieszkała w Islamabadzie, gdzie pod poduszką kładła miecz i z nim spała.
Większość odzewu metoo pochodzi z USA i Europy. Głównie na portalach społecznościowych i w mediach. A co z kobietami z innych regionów, które są właśnie naznaczone ogromem przemocy wobec kobiet, które nie mogą nic zrobić.
Gdyby wpis zrobiłaby zwykła kobieta z Indii, nie byłoby takiego odzewu.
A co z kobietami, które o tej kampanii nie wiedzą? Nie słyszały, nie maja internetu? Kristin Solberg kończy to gorzką konkluzją, że jest to dla globalnej elity, nie dla tych zwykłych kobiet codziennie poddanych tej przemocy i nie mających jak uciec.
Może lepszym rozwiązaniem w opinii Kristin jest hasztag #Ustoo – vi også – my także. W końcu tu chodzi o kobiety na świecie.
I tu sęk. Metoo de facto nie jest wyrazem solidarności babskiej. Jest wyrazem ego.
A #Ustoo?