Zbliża się koniec roku a zarazem rozpycha się wszechobecne pytanie: no i gdzie spędzasz sylwestra?
Ano spędzam.
W skrócie sposób mój osobisty na najpiękniejszy sylwester jest następujący:
- Leżeć i się byczyć z książkami pod łóżkiem
- Nieodzowny jest maraton filmowy – najlepiej jakieś zapiergoliłuszki. To słowo zapewne zaintryguje. Otóż słowo jest podobne do wyrażenia „zdjęcie schabu”. Po prostu osoba głucha jak ja czytająca z ust nieraz ma niezły fun, jak coś źle zrozumie lub przekręci. Zapiergoliłuszek to moja głucha wersja wyrażenia „zabili go i uciekł” czyli wyrażenia oznaczającego filmy akcji. No i zostało to już jako powiedzenie: mam taki film do obejrzenia, no taki zapiergoliłuszek. No to dawaj, obejrzymy. I wszystko jasne.
- Leżeć na kanapie i oglądać te zapiergoliłuszki
- Mało korzystać z komputera
- Chlapnąć o północy kielonek bąbelków na pohybel staremu rokowi witając zarazem nowy rok, który albo może być bardziej upierdliwy albo bardziej szcżęśliwy niż stary rok.
I to nie wszystko. Szóstym najważniejszym punktem jest spełnianie zachcianek i regulaminu życia psiego. Życia suczki Zuzki, pochodzącej z TYCH kundelków (czyli szlacheckich). Po prostu od lat jadę do moich rodziców opiekować się ponoć drugą moja kopią tylko nieco bardziej kudłatą i owłosioną. Jak mawia tata: jedna zołza wyszła z domu to teraz przyszła druga taka sama.
A rodzice wtedy wyfruwają na bal. Zuzia siedzi z nami i trwa wtedy miłosna gorączka sylwestrowej nocy z pieskiem. Rola niańki sylwestrowej jest najpiękniejszym dla mnie momentem.
No cóż jestem dozgonna psiara. A tym bardziej w sylwestra.