– Co było przedtem? – pytam Joannę Stokowską.
– Zajmowałam się grafiką, architekturą wnętrz, witrażami… zawsze interesowała mnie tkanina jako włókno. Klasyczną tkaniną zajmowałam się bardzo krótko, jedna może dwie prace i…
– Przeszła pani do papieru?
– To było spotkanie z ludźmi, którzy robili papier z roślin. Taka fascynacja trochę tym tworzywem, trochę tymi ludźmi, trochę modą… Wydawało mi się to takie piękne i bardzo takie pełne tajemnic. Są rzeczy do odkrycia, jesteśmy otoczeni materiałem, po który można się schylić i później wykorzystać. Od roku 1990 zaczęłam stosować głównie ten materiał. Może nie tyle materiał, co możliwości w nim, możliwości własnej wypowiedzi.
– A IAPMA?
– Zostałam tam zaproszona i okazało się, że można go stosować na rozne sposoby. Artyści zrzeszeni w IAPMIE są rozmiłowani w papierze, wykonują tylko artystyczną pracę, albo robią książki, albo biżuterię. Organizują wyprawy śladem dawnych plemion, które jeszcze gdzieś tam żyją w Himalajach i wykonują papier bardzo prymitywną metodą. Zupełnie inaczej robią papier Chińczycy, zupełnie inaczej w Japonii… gdzieś tam w górach żyje plemię, które w kałużach deszczu mocząjakieś stare sita. Gotują sobie w garach trawy, rośliny i czerpią w tych kałużach, suszą potem na słońcu. Żywioły wzięte z natury: ziemia, powietrze, woda, ogień.
– Do czego im te papiery?
– Oni często to sprzedają, bo to jest ich sposób na życie. Zaproszono mnie kiedyś na International Craft Festival w Toyamie po drugiej stronie Tokio. Były różne grupy warsztatowe, ja byłam w grupie papierowej w małym miasteczku Isuo. W czasie tego pobytu zwiedzaliśmy różne pracownie papieru. Zorientowałam się w jak ogromnie ciężkich warunkach oni pracują, przez dwanaście godzin mają ręce w pulpie. Właściwie w każdej wsi jest jakaś manufaktura papieru. Wracając do mojej drogi artystycznej, kontakty z tymi ludźmi dodały mi skrzydeł. Fascynacja zaczęła się od spotkania w Belgii pary Francuzów, którzy mieszkają gdzieś w górach i robią papier. Mogłam zobaczyć, jak to wygląda, jak to się robi. To spotkanie zaowocowało głębszym zainteresowaniem i głębszą pasją. Tam przez ich atelier w górach przewinęło się sporo artystów, głównie ze Szwajcarii, z Niemiec. Stwierdziliśmy wszyscy, że każdy robi co innego, a te techniki dały możliwość szukania własnej drogi. Każdy poszedł w inną stronę.
Bardzo interesujące było to, że było wspólne źródło, wspólna wanna, a potem to już stał się środek wyrazu wrażliwości dla każdej osoby.
– Co było później?
– Potem już we własnej pracowni i wszędzie, gdzie byłam, usiłowałam się zajmować papierem. Każda roślina daje inną możliwość, a zależy to też od tego, kiedy jest zbierana, czy w czasie słońca, czy w czasie deszczu. To co mnie zachwyciło w tych możliwościach materiałowych, to możliwość spotkania się ze światłem poprzez nie taką gładką strukturę. Taki powrót do ziemi, stąd te misy na wystawie, coś takiego bardzo przypominającego kamień, coś pierwotnego…
– A ciemność?
– Ciemność?! Jakoś nie wiązałam tych swoich poszukiwań ostatnich z ciemnością. Nie przezroczystość, ale odbicie światła. To, co mnie w tej chwili fascynuje to że w tych bryłach zaklęte są rośliny i nikt o tym nie wie, bo nie widać struktury. Stąd tytuł tej wystawy „Kamień i koronka”, prawda? Jest to jakiś symbol przejścia od światła do bryły… dalej… nie wiadomo.
– Chciałam się zapytać dlaczego właśnie papier ręcznie czerpany, a nie na przykład papier gotowy?
– Och z bardzo prostej przyczyny. Wszystko można kupić gotowe, ale dochodzenie samemu daje możliwość wniknięcia w sam początek. Ja zawsze mówię, że akt twórczy rozpoczyna się w momencie schylenia się po trawę. Ja mogę decydować, że właśnie ta trawa, a nie ta. Kupię sznurek, to już wcześniej ktoś za mnie zadecydował, wybrał tworzywo do wyrobu sznurka. Na jakimś etapie chciałoby się decydować od samego początku, co ja chcę i dlaczego. Akurat chcę ten liść a nie tamten. Oczywiście dochodzi się do tego drogą eksperymentów i pracy. Ja w tej chwili wiem i nie schylę się po ten liść, tylko schylę się dokładnie po coś innego, dlatego, że wiem dokąd ono mnie zaprowadzi, że mogę się na nie liczyć. Nie muszę wykonywać pewnych zabiegów, żeby go do takiej formy doprowadzić, na jakiej mi zależy. Ja ostatnio stosuję czasami papier gotowy, robię papier z gotowych półproduktów, z gotowej celulozy, którą kupuję, rozdrabniam i czerpię… ale myślę, że się zgodzisz z tym, że ten papier ma w sobie coś martwego…
W pracach Joanny Stokowskiej daje się od razu wyczuć fascynacja koronką, nie regularnym przeplotem, które przepuszczają światło, będące wszechobecne w pracach artystki. Pięknie scharakteryzowała i uchwyciła sedno Aleksandra Olędzka-Frybesowa, mówiąc, że „Joanna Stokowska mówi o dialogu z naturą, (…) w wyniku tego dialogu powstają kompozycje przestrzenne, ‘tkaniny’, rzeźby, obiekty (parawany, książki, naczynia). Wszystkie te prace są otwarte na obecność światła. Nie porażającego, płynącego z zewnątrz blasku, ale bliskiej oswojonej, wszechobecnej świetlistości.