Artystka jest bardzo barwnym człowiekiem, nieustannie do czegoś dążącym, działającym w wielu dziedzinach sztuki, toteż uznałam, że zamiast wywiadu po prostu przytoczę barwną opowieść Alicji Słowikowskiej o sztuce.
A więc posłuchajmy:
Ja bardzo lubię eksperymentować, poszukiwać…
Jeżeli mam jakąś ideę, to ją przetwarzam w różnych materiałach. Opracowuję ją najpierw w szkicach, rysunkach, potem w malarstwie, przechodzi to w tkaninę, w formę przestrzenną…
To jest wystawa pod tytułem „Bramy”. Oprócz prac, które tu widzimy, jest jeszcze książka artystyczna, o, tutaj! Ta książka jest zaprojektowana przez Marka Gajewskiego z Łodzi. Tytuł – Wędrówka. Forma książki na zasadzie spirali, wszystko jest rozłożone na części, reprodukcje, wiersze.
A dlaczego wędrówka?… wędrówki tak jak bramy są zawężeniem, bo można wędrować… napotka się bramę, można ją przekroczyć, albo nie.
A wędrówka jest dla ciekawych. Jeśli ktoś chce poznawać, zdobywać jakieś inspiracje, to musi wędrować.
Tak… na przykład jest to tak jak szufladka, jak walizeczka, w której mieszczą się różne rzeczy, np. papier ręcznie czerpany z Dusznik. To się nazywa „brama”, ma warstwę reliefową i jest lekko przestrzenna.
Tu też jest „brama” z Dusznik – czerpany papier, z jednej strony wtopiony jest metal, taki zardzewiały w kształcie koła, po drugiej stronie prostokąt, jest to lekko wypukłe. I to jest też znak, bo ja lubię znaki, symbole, litery…
Trudno było mnie wygonić z Dusznik, to było coś niesamowitego, jakieś zaczarowane miejsce, w którym można było właściwie szybko zrealizować pracę. Ta łatwość zobaczenia efektów swojej pracy – to jest fantastyczne.
Jeżeli chciałoby się mały cykl zrobić, to właściwie już można w ciągu jednego dnia, jeżeli człowiek się spręży i ma natchnienie.
Oczywiście ta łatwość może sugerować porównywalną łatwość np. do pracy na komputerze, bo wystarczy mieć parę klawiszy i już jest coś. Nie…
Trzeba mieć najpierw pomysł, a potem iść za intuicją, szukać, zawierzyć sobie. A może to… może następne…i tak dalej.
Ja nie mam w domu warunków do czerpania. Używam czerpanego, też i gotowego. Do tego trzeba mieć warsztat.
Cudownie by było zrobić papier samej, zrywając rośliny, pilotując proces od początku. To wciąga niesamowicie!
Człowiek zapomina o godzinach, nie ma poczucia czasu, zatraca się zupełnie.
W niektórych pracach użyłam jedwabiu, na jedwab nałożyłam mokrą pulpę papierową i rysowałam.
Chciałabym to dalej kontynuować, bo to jeszcze wychodzi bardzo spontanicznie. Tak jak rysunek, jak mała sugestia, jeszcze ma prześwit, czasami zostaje ślad.
Byłam w czasie powodzi w Dusznikach, widziałam ogrom zniszczeń. Wtedy właśnie rano zaczęłam czerpać, złożyłam wszystko do wyschnięcia, no i już nie zobaczyłam dalszego ciągu, bo wszystko spłynęło. Jednak wychodząc w tym dniu, wzięłam sobie parę papierów czerpanych. Tworząc parę przestrzennych warstw wplotłam papier ręcznie czerpany w celofan i dzięki temu uzyskałam przestrzeń i światłocień.
To nie jest duża praca, powinna mieć swój oddech, przestrzeń… też malowałam haiku… to jest bibuła japońska… Basho, starzy mistrzowie sprzed 300, 400 lat, współczesne haiku…
Jak pani widzi, używam różnych materiałów. Zdarza się, że po miesiącu, po paru latach zaczynam kontynuować wątek przerwany w jakimś momencie, bo nagle czuję, że muszę, że przyszedł czas, żeby rozwinąć temat. Dokończyć zdanie czy położyć kropkę nad i.
Niestety sztuka książki, której wystawy bardzo lubię organizować, zajmuje mi ogromnie dużo czasu i wysiłku a to jest jakby pożeraczem mojej twórczości.
Jest efekt, bo sztuka książki jest znana w różnych miejscach i dociera do świadomości ludzi.
Jednocześnie poczułam, że muszę powiedzieć stop, zająć się sobą, swoją twórczością.
W pewnym momencie, kiedy zatraci się równowagę, trzeba powiedzieć: o nie, ja się zagubiłam, muszę poszukać siebie.