„Cześć mam na imię Daniel! Czy jestem rośliną?”

Słowa zaskakują. Ale głębszy sens wychodzi dopiero przy oglądaniu całej tej serii prac Daniela Kotowskiego w Białostockim Ośrodku Kultury w Centrum im. Ludwika Zamenhofa w Białymstoku.
Odpowiedź na wyżej postawione pytanie jest bardzo trudna. Ponieważ bardzo często się mówi o roślinności, że ona wegetuje i odnosi się to do osób niepełnosprawnych, które z powodu swojego ciężkiego stanu zdrowia nie są w stanie wypełniać swoich ról społeczno-zawodowych. Innymi słowy: wegetują. No ale roślinność jest też czymś innym: tym, co przetrwa największe naturalne katastrofy, wszelkie gwałtowne uszkodzenia. Przetrwa wszystko, tylko potrzeba czasu, wody i cierpliwości.

Tak jak jego ulubiona roślina, która uległa wypadkowi i się złamała. Po jakimś czasie urosła. Dokonała zmiany kierunku własnego rozwoju i zmodyfikowała samą siebie. Ale zmodyfikowała siebie i swój rozwój. Nie zmodyfikowała otoczenia. Bo tak naprawdę chyba w tym wszystkim chodzi o to, by zmieniać siebie i poprzez to dopiero otoczenie. Nie zmieniać siebie w sensie dopasowywania się do otoczenia tylko jak roślina cierpliwie zmieniać własne myślenie i kierunek rozwoju. Cierpliwością i czasem przełamywać bariery.
Nie jestem do końca przekonana czy forma rysunkowej opowieści pasuje do opowieści o roślinie, uważnie patrzyłam i nie do końca mnie złapała za serce forma. Opowieść sama tak. Same fotografie-autoportrety mieszczą się w klasyce estetyki gender i przypominają mi stylistykę fotografii Daniela z wystawy Fotofestiwalu z roku 2015. Fragmenty migane dotyczące opowieści o biowładzy, o ulubionej roślinie Daniela są jednoznacznym wyrazem jego tożsamości – tożsamości głuchej.
Czym jest biowładza:
Biowładza zatem jest to władza nad biologią. Szeroko rzecz ujmując można tu mówić o władzy nad wszelkimi stworzeniami ożywionymi. Biopolityka natomiast jest świadomym wykorzystaniem biowładzy w praktyce. Biologiczne aspekty ludzkiej egzystencji wielokrotnie były poddawane prawnej regulacji. Oto kilka przykładów takich norm:
– zapłodnienie in vitro;
– ograniczenie czy zakaz aborcji;
– ograniczenie czy zakaz stosowania środków antykoncepcyjnych;
– zakaz edukacji seksualnej;
– dopuszczalny wiek uprawiania seksu i zawierania małżeństw;
– zakaz małżeństw homoseksualnych i poligamii;
– zakaz sterylizacji ludzi;
– zakaz eutanazji;
– zakaz klonowania i innych manipulacji genetycznych;
– zakaz transplantacji organów;
– zakaz doświadczeń na ludziach;
– kontrola psychochirurgii;
– przymus leczenia (narkomanii, alkoholizmu, epidemii, pedofilii);
www.pedkat.pl/images/czasopisma/pk7/art27.pdf
(data dostępu: 30.04.2018)
Wszelka interwencja technologiczna typu implant jest takim właśnie desperackim poddaniem się biowładzy. Dostosowywaniem siebie do otoczenia a nie dostosowywaniem samego siebie i rozwojem siebie. Bardzo często obserwuję desperację wielu osób, które chcą się czuć idealnie w wybranej grupie społecznej. Daniel jest osobą głuchą i nie chce tego zmieniać. Chce być sobą. Nie chce być jakimś produktem biopolityki. No i tu się pojawia nieśmiała odpowiedź: może jednak jestem rośliną, która nie podlega biopolityce, która na przekór wszystkiemu się rozwija i nie zastanawia się nad dopasowywaniem się do kogoś lub czegoś. Seria prac pokazuje analogię do rośliny ale nie stawia definitywnie prostej odpowiedzi. Taką odpowiedź musi sobie dać odbiorca tych prac.

W ślad za tym idzie cisza. Pracę już widziałam w kilku miejscach i myślę, ze najlepsze miejsce dla niej jest właśnie w Białymstoku. Zobaczyłam struny i miałam ochotę zagrać swoją własną suitę ciszy. Żyłki nie są takie głośne, wydają jakiś tam dźwięk ale są z reguły dosyć ciche. Zostawiają swój ślad na ścianie – oczywiście metaforyczny ślad. Umiejscowienie tej pracy na wystawie w Katowicach w lutym powodowało, że patrzyłam na nią pod różnym kątem, musiałam nawet ukucnąć, żeby zobaczyć struny. W Opolu obchodziłam ją z każdej strony bo była powieszona w przestrzeni. Okazuje się, że można naprawdę różnie to interpretować. I tu jest siła tej pracy – inny odbiór zależnie od umiejscowienia tej pracy.
„Grzech” był pokazywany wcześniej na Fotofestiwalu 2017 i nie do końca mnie zachwycił wtedy i teraz też. Może dlatego, że mięśnie, które są sfotografowane, nie są mięśniami Daniela. A może się mylę. Praca mi troszkę przypomina klimat i ideę prac wiedeńskich akcjonistów, ale nie ma tak mocnego i „krwawego” charakteru.

Najmniej mnie zainteresował film „11km/2:33h”. Być może dlatego, że takich pomysłów jest sporo w sztuce nowoczesnej i one się w jakiś sposób opatrzyły. Ale interesującym momentem tej pracy było to, że ja mogłam się bawić suwakiem i wybierać dowolne momenty z tej trasy. Film można „tkać”, naciskać dowolne minuty jako dowolne urywki czasu. Daniel pokazuje trasę ale to widz decyduje, które momenty chce obejrzeć. I zaletą tego filmu jest właśnie brak dźwięku. Ja też tak czuję idąc przez miasto. Słyszę siebie ale nie innych. Zwłaszcza jak zdejmę aparat i idę przed siebie ulicą. Brak dźwięku potęguje zagubienie u osób słyszących ale nie u głuchych. Cisza to naturalne środowisko dla osób głuchych, one sobie z tym radzą właśnie jak roślina.
Uff, rozpisałam się. 😊
Pogratulować Danielowi jego debiutanckiej wystawy indywidualnej i chciałabym za jakiś czas zobaczyć inną formę jego opowieści o ulubionej roślinie. Bo ta opowieść śmiało może być tematem 1 wystawy. 😊
Jedynie pozostaje mi napisać; Danielu, czekam na więcej!
O mało bym nie zapomniała: bardzo ciekawym elementem mojej wizyty na wystawie Daniela była analiza ze znajomymi słowa „nierozsądny”. Z reguły „nierozsądny” kojarzy się z „głupim”. A tu powstała analiza, jak naprawdę rozumieć i jak przetłumaczyć głębsze znaczenie słowa „nierozsądny” nie w sensie „głupoty” tylko w sensie desperacji działania bez względu na ciągłe bariery. To wcale nie jest takie proste w tłumaczeniu na język migowy. I za takie momenty cenię takie wystawy. 😊
Człowiek nierozsądny usiłuje dostosować świat do siebie
Autor: Daniel Kotowski
Kuratorka: Aleksandra Czerniawska
Białostocki Ośrodek Kultury/Centrum im. Ludwika Zamenhofa
13 kwietnia – 3 czerwca 2018
