Prowansja zachwyca. Cannes, Monaco, Saint-Tropez – miasta, które wciągają i są w pewnym sensie jednym z symboli Francji. Fascynacja kulturą francuską istnieje od lat i przywołuje reminiscencje dzieciństwa, kiedy się było małym i sprzedawało obrazki.
Wystawa z wernisażem odbyła się w maju pod znakiem oczywiście wina i długiego siedzenia przy stolikach i rozmowach o życiu. Takie wystawy bardzo lubię, bo sama widzę po wielu wystawach, że wszystko jest na szybko. Brak celebracji momentu, w wielu przypadkach chęć pokazania się na wernisażu i skosztowania cateringu przesłania wszystko inne.
Wino szumiało w głowach i szumiał gwar rozmów do 22 godziny. Aż miło widzieć ostatnich gości nie spieszących się do domu tylko jeszcze rozmawiających po drodze. Ja też mam życie w pędzie i często się zastanawiam nad zwolnieniem tego tempa. Na pewno za jakiś czas zwolnię. Moje marzenie o malowaniu kolaży i akwareli są niezmienne od lat – jeszcze chwilę muszę na to poczekać. Wernisaż pod znakiem Francji przypomniał mi o celebracji życia, swej kobiecej strony. Stanisław Ścieszko to potrafi – od lat celebruje chwile we Francji – jeździ na urlopy, stara się łapać chwile we Francji. Przy okazji sobie porozmawialiśmy o moim wyjeździe czerwcowym do Brestu we francuskiej Bretanii – zastosowałam wtedy nieświadomie myślenie Stanisława – łapać chwile i smakować. I się udało w Brest posmakować.
No i wystawa zakończyła się fantastycznym finisażem. Okraszonym obecnością Zofii Suskiej – dziennikarki i podróżniczki. Chciałabym mieć tyle lat co ona i być w tak genialnej kondycji.
Zgodnie z tym co mówiła George Sand: staraj się utrzymać swoją duszę młodą i drżącą aż do starości.
Finisaż skończył się około północy, wino było, barwne opowieści Zofii o jej podróżach. Oczywiście za takie życie płaci się pewną cenę, ale jest to świadomie dokonany wybór.
Tak bym chciała – złapać chwile i być w drodze.